"W świecie tak pełnym cudów, tylko człowiek mógł wpaść na coś takiego jak nuda" (niedosłownie Pratchett)
Przed kilkoma dniami w rozmowie z koleżanką z pracy pojawił się temat osób
niepełnosprawnych w Poradniach odwykowych. Nieco głupawa naszła nas
refleksja, że dopóki walka z barierami architektonicznymi nie zaczęła
przybierać złego dla barier obrotu, większość z naszych nowych pacjentów
siedziała sobie "grzecznie" w swoich domach z dala od pokus
cywilizacyjnych. Odkąd zaś głusi, niewidomi, niepełnosprawni ruchowo,
intelektualnie i ogólnie wszyscy powszechnie uważani za jakoś kalekich
opuścili "ochraniające" środowiska mieszkań, szkół specjalnych i innych DPS-ów, rozpili się na potęgę.
Co to ma wspólnego z LGBT?
Lekki przeskok myślowy i pojawia się niczym bąbel gazu na powierzchni bagienka myśl:
co się dzieje z nami, kiedy niewidzialne bariery architektury naszych
społeczności zaczynają zanikać? Możemy wyjść z domu, pobyć ze swoimi,
ale też spędzać czas z całą resztą ludzi,
pokazać się w publicznej przestrzeni takimi, jacy jesteśmy. Co by nie
mówić, jak źle jest między Odrą a Bugiem, to jednak cieszymy się
wolnością, której nijak nie było widać jeszcze 20 lat temu, a której
nijak nie widać w większości krajów tego świata. Nie umiem może wczuć
się w sytuację osoby niepełnosprawnej, kiedy udaje jej się w miarę
komfortowo przejechać z domu do parku, albo galerii handlowej, ale
jednak zdecydowanie lepiej mi się oddycha gejowską piersią w XXI wieku,
niż w końcówce lat 90tych poprzedniego. Jednak wolność posiadana to tak trochę jak złoto w skarbcu Wujka Sknerusa (za szczeniaka lubiłem kreskówki Disneya), niby jest, ale można się w niej tylko pławić.
Ciekawi mnie, niezdrowo, wścibsko, nieprofesjonalnie i podglądaczo, jak korzystamy z tej naszej polskiej namiastki prawa do samostanowienia.
Kiedy już wyszliśmy z naszych ochronek, szaf i piwnic, czy tylko
zrządzeniem losu, czy też za sprawą skomplikowanego mechanizmu bio-psycho-społecznego nie wyszliśmy zbyt dosłownie rozumiejąc dawne hasła - prosto na ulicę?
Boję się trochę, że za kilka lat z koleżanką znów będziemy głupio reflektować, że sporo nieheteroseksualnych zachłysnęło się wolnością i zakrztusiło nią, nie umiejąc wykorzystać tego małego depozytu swobód, jaki zapewnili nam poprzednicy, a jakiego nie mają nasi przyjaciele rozrzuceni po innych częściach globu.