poniedziałek, 4 maja 2015

Po seansie filmowym refleksji kilka

Obraz „Dumni i wściekli” to jeden z tych filmów, który dowodzi słuszności wyświechtanej frazy, że najlepsze scenariusze pisze samo życie. Bo któż by się spodziewał, że w historii dojdzie do, tak egzotycznego w końcu, sojuszu aktywistów LG (lesbijki i geje) z górniczymi związkami zawodowymi. Mimo iż od tamtych wydarzeń minęły ponad trzy dekady i sytuacja mniejszości seksualnych, przynajmniej na Zachodzie, uległa znacznej poprawie, tematyka poruszona w filmie nie straciła w moim przekonaniu na aktualności.

Aby w pełni zrozumieć klimat tamtych dni, warto sięgnąć po nieco przykurzone już książki do historii najnowszej albo pogrzebać w nieskończonych zasobach serwerów Googla i zapoznać się z założeniami i filozofią neoliberalnej polityki Margaret Thatcher, Żelaznej Damy. To ona, niewidoczna bohaterka tego filmu, wypowiedziała te słynne słowa: „Nie ma czegoś takiego jak społeczeństwo. Są tylko pojedynczy mężczyźni, kobiety i rodziny.” Ta, wydawałoby się, z pozoru prosta wypowiedź stanowiła jednak clou całej polityki społeczno-gospodarczej jej rządu. Opierała się ona na kilku prostych zasadach, które miały jednak fundamentalne znaczenie dla kształtowania relacji w obrębie brytyjskiego społeczeństwa: rynek miał być wolny, niczym nieskrępowany; wszystko miało być prywatne, łącznie z parkami narodowymi, surowcami naturalnymi; jednostka natomiast, zgodnie z filozofią darwinizmu społecznego, mogła liczyć tylko na siebie, ewentualnie na najbliższą rodzinę (jeżeli ją miała). Żelazna Dama zdawała sobie jednak sprawę z tego, że wprowadzenie takiego modelu w ramach demokracji liberalnej graniczyło z cudem, z uwagi na olbrzymie ryzyko niepokojów społecznych. Obawy te wyraziła w jednym z listów do swojego intelektualnego guru, ekonomisty Friedricha Hayeka. Z pomocą dla nieubłaganie spadających słupków sondażowych nadciągnęła Argentyna, atakując nieistotny ze strategicznego punktu widzenia archipelag Falklandów. Wojna o Falklandy wywołała powszechne narodowe wzmożenie patriotyczne, a co za tym idzie dała legitymizację dla niepopularnych reform społeczno-gospodarczych.

Z obozu architektów polskiej transformacji zaczynają nieśmiało dobiegać głosy, że obrany neoliberalny kierunek przemian doprowadził do demontażu tkanki społecznej. Powstało społeczeństwo, które składa się tylko z wolnych elektronów, niezaangażowane, nieempatyczne, apatyczne, walczące każdego dnia o przetrwanie w coraz bardziej skomercjalizowanej przestrzeni. "Dumni i wściekli" pokazali, że współpraca i życzliwość są możliwe nawet między społecznościami tak bardzo od siebie różnymi. Musimy pamiętać, że zdobycze demokracji liberalnej ubiegłego wieku – wywalczone prawa pracownicze i prawa mniejszości seksualnych – nie zostały nam dane raz na zawsze. Obecnie coraz wyraźniej widać próby demontażu systemu zabezpieczeń pracowniczych w imię niepohamowanego dążenia do osiągania coraz większych zysków kosztem zwykłego człowieka.

W swojej wspaniałej audycji "Zrozumieć świat" na falach radia TOK FM prof. Wiktor Osiatyński, wybitny polski prawnik konstytucjonalista, często pyta swoich gości o przepis na ukształtowanie społeczeństwa obywatelskiego. Wśród odpowiedzi zawsze pojawia się sugestia, że powinniśmy zacząć angażować się w oddolne inicjatywy, choćby sadzenie kwiatów w naszej wspólnocie mieszkaniowej. Niech nasza nieformalna grupa LGBT będzie taką reakcją na postępujące zobojętnienie polskiego społeczeństwa. Nawet jeśli nie wszystkie nasze działania zakończą się sukcesem, nawet jeśli będą one niedoskonałe, to przynajmniej będziemy mieli poczucie, że stajemy się architektami rzeczywistości w mikroskali.

1 komentarz:

  1. Nowożytną historię znam słabo i interesowała mnie bardziej przez sentyment do niektórych postaci, o których rozmawiało się u mnie w domu. Żelazną Damę darzyłem takim sentymentem, ale pokazałeś mi ją trochę z innej perspektywy. Nie jestem pewien, czy zawsze "niepopularne reformy społeczno-gospodarcze" są złe dla przyszłości społeczeństwa, to widzę, że często ich popularne odpowiedniki zdecydowanie dobre nie są. Samodzielność, zaradność, osobnicza skuteczność są moim zdaniem podstawą adaptacji jednostki do świata, ale następnym krokiem w indywiduacji i rozwoju osobistym winna być solidarność i współodpowiedzialność za ten kawałek rzeczywistości, którym administrujemy.

    OdpowiedzUsuń