środa, 13 maja 2015

Spoza centrum widać więcej

Wtorkowe spotkanie z Przestrzenią Kobiet w kieleckim Muzeum Dialogu Kultur już za nami. Kurz za odjeżdżającym na południe busem opadł, dziewczyny wróciły do Krakowa, a my wróciliśmy do swoich blokowisk. Dziś rano obudziłem się znów w tych samych Kielcach, poszedłem tym samym chodnikiem do tej samej pracy i zrobiłem zakupy w tym samym sklepie. Te same miejsca, ale czy takie same?
Dla większości moich znajomych informacja o raporcie "Spoza centrum widać więcej" to ciekawostka. Mało kogo, z ludzi z mojego otoczenia, interesuje, że ktoś gdzieś robi jakieś socjologiczne badania i pisze o nich książkę, a jeśli przyjeżdża do Kielc, żeby o tym opowiadać to po prostu przejaw zblazowania i braku lepszych sposobów spędzania wolnego czasu. Wiem, że chyba jestem niesprawiedliwy, moje pokolenie aktualnie rzeczywiście nie ma wolnego czasu bawiąc dzieci i odpoczywając po ciężkim dniu pracy.
Ja mam łatwo, blisko, nie czeka na mnie góra prania, nie boję się pytań, skąd wracam tak późno do domu, nikt nie przyleje mi w głowę przed wejściem do bloku, nie dostanę upomnienia, jeśli rano się spóźnię trochę do pracy.
I ponieważ ja tak mam, musiałem posłuchać i się wtrącić do dyskusji. Cieszę się, że się odbyła, cieszę się, że przyszło tyle osób, że byli autentycznie zainteresowani i przede wszystkim cieszę się, że UCZESTNICZYLI. Przy całej mojej uogólnionej mizantropii, to spotkanie przynosi trochę nadziei, że Polska B jednak nie jest skazana na stoczenie się w cywilizacyjną otchłań.

Raport nie jest dla mnie niespodzianką. Są miejsca, społeczności, które nawet jeśli nie stosują otwartej wrogości wobec alternatywnych postaw i sposobów myślenia, to tłamszą je i uniemożliwiają rozwój.
Clarrisa Pincola Estes w "Biegnącej z wilkami" przedstawiła przykład, który mną wstrząsnął, a którego do dziś często używam w pracy: kobieta, której młodzieńczym zwyczajem było przechadzać się w kapeluszu po eleganckich ulicach Chicago, po kilkunastu latach dorosłego życia jako przykładna żona i matka na farmie, wyszorowawszy do białości swoją kuchnię, włożyła do ust pistolet męża i pociągnęła za spust.
Rzadko słyszę lokalne historie o podobnym zakończeniu, ale często widzę ludzi, którzy są na tej samej drodze.

Cieszę się, że chociaż nie usłyszałem gotowej recepty, jak zapobiegać dyskryminacji, jak ułatwiać ludziom z małych miast i wsi samorealizację i zapewniać szanse rozwoju osobistego, to jednak dowiedziałem się, że ludzie, dla których te problemy są ważne, nie siedzą z rękami na oparciach foteli, ale wymieniają się pomysłami i powoli splatają sieć, która da realne oparcie i pomoże wielu osobom znów stanąć na nogi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz